Już na wstępie relacji czytamy, że Polacy są okłamywani, a politycy rządzący województwem chcą przedstawić swoje stanowisko, „żeby do mieszkańców województwa lubuskiego dotarły prawdziwe fakty”. Czyli ich stanowisko, czy fakty? Przekłamań w tych wystąpieniach było bardzo wiele. Przyglądam się tylko niektórym.
W ramach wyświetlania prawdy marszałek województwa Jabłoński wspomina już na wstępie rytualnie Kaczyńskiego, Bąkiewicza, PiS i protesty na granicy. Z nieskrywanym zdziwieniem odnosi się do niemieckich planów mających umożliwić „wprowadzanie do Polski tysięcy nielegalnych imigrantów”. Wyraźnie pokazuje, że nie śledzi niemieckich mediów i wypowiedzi polityków naszych sąsiadów, a jednak śledzić powinien.
Co jednak ciekawsze przekonuje, że „Centra Integracji Cudzoziemców są organizowane tylko po to, żeby wspierać tych, którzy są w Polsce legalnie”. I tu można by temat zakończyć i uznać, że to przecież dobra inicjatywa wspierająca legalnie przebywających w naszym kraju cudzoziemców. Można by, dopóki nie sprawdzimy, co oznacza przebywać w Polsce legalnie.
Legalnie w Polsce, czyli dokładnie jak?
Z pomocą przychodzą informacje Urzędu ds. Cudzoziemców. Jak z nich wynika, o legalność pobytu w Polsce i dostęp do rynku pracy dość łatwo. Jak wyjaśnia urząd, pełny dostęp do polskiego rynku pracy dotyczy sytuacji, kiedy można wykonywać pracę bez posiadania dodatkowego dokumentu uprawniającego do pracy u dowolnego pracodawcy i na dowolnych warunkach. Kiedy zatem jest się w Polsce legalnie? Oprócz posiadania statusu uchodźcy, prawa pobytu stałego lub tolerowanego, bycia rezydentem długoterminowym w Polsce, są jeszcze różne szczególne przypadki:
- posiadanie ważnego zaświadczenia wydane przez Szefa Urzędu do Spraw Cudzoziemców w związku z toczącym się postępowaniem o udzielenie ochrony międzynarodowej;
- posiadanie zezwolenie na pobyt czasowy w celu połączenia z rodziną;
- posiadanie zezwolenie na pobyt czasowy dla posiadacza zezwolenia na pobyt rezydenta długoterminowego UE w innym państwie członkowskim UE;
- posiadanie zezwolenie na pobyt czasowy dla członka rodziny posiadacza zezwolenia na pobyt rezydenta długoterminowego UE w innym państwie członkowskim UE;
Możliwości legalnego pobytu jest wiele. Można o nich przeczytać tutaj. Legalnie jest się zatem w Polsce już od momentu nielegalnego przekroczenia granicy i złożenia wniosku o azyl. Tak stanowi prawo, czego marszałek nie dodał. NIeźle jak na „całą prawdę”…
Amazonka korzyści dla Lubuskiego, ale większe dla Niemców?
Dalej jest jeszcze ciekawiej. Jabłoński przytacza dla uwiarygodnienia pięcio- i siedmiocyfrowe liczby. „W Lubuskiem pracuje 40 tys. cudzoziemców, którzy płacą od swoich wynagrodzeń” (tak, oni płacą…) 100 mln złotych podatku. Dla pokrętnie rozumianej równowagi jednak pada, że w Brandenburgii pracuje 50 tys. Polaków, choć tu nie pada kwota podatku wpływającego do niemieckiego budżetu, pada takie zdanie:
„Niemcy cieszą się z tych legalnie pracujących i płacących podatki Polaków, bo potrzebują ludzi dobrze wykwalifikowanych i wysoko ocenianych.”
Polska od 21 lat jest w UE i Polacy ponieśli w związku z tym ciężary, mając przy tym traktatowo gwarantowany dostęp do wspólnego rynku pracy. Jak ma się to do pracujących w naszym regionie migrantów spoza UE? Skąd zatem tak idiotyczne zestawianie?
To że mamy w regionie pracujących migrantów a Polacy od pokolenia już masowo pracują za granicą nie jest żadnym odkryciem. Jest za to nim to, że można tak oszukańczo zestawiać nieporównywalne liczby, porównując pracę Polaków do migrantów. Polska od 21 lat jest w UE i wszyscy Polacy ponieśli w związku z tym ciężary (a będą ponosić jeszcze większe) mając przy tym traktatowo zagwarantowany dostęp do wspólnego rynku pracy. Jak ma się to, do pracujących w naszym regionie migrantów spoza UE? Sam Jabłoński tego pewnie nie wie, ale takie porównanie ładnie brzmi na potrzeby jego mętnych wywodów.
Marszałek mówi też, że Centra są potrzebne. I tu akurat zgoda. Tylko jak merytorycznie się to ma do planów relokacyjnych Niemiec. To nie centra są same w sobie problemem, tylko właśnie te plany. W Niemczech o nich głośno, w Lubuskiem mamy tylko propagandę.
- Niemieckie władze chcą przyspieszyć odsyłanie imigrantów
„Jeżeli ludzie przyjeżdżają do Niemiec, pomimo iż powinni przejść postępowanie azylowe w innym kraju UE, to trzeba ich szybciej odsyłać” - Tajne rozmowy Niemiec w sprawie migrantów. Również z Polską
„Friedrich Merz przygotowuje plan dotyczący migracji — donosi Bild. Projekt zakłada stworzenie ścisłego sojuszu migracyjnego z krajami sąsiadującymi z Niemcami. Negocjacje w tej sprawie są już prowadzone, a na liście rozmówców znalazły się Polska, Czechy, Austria, Szwajcaria i Francja.”
Mamy też dużo więcej publikacji w niemieckich telewizjach, które nie pozostawiają złudzeń co do niemieckich planów wobec Polski. Czy w ich ramach trafią do Polski ludzie „dobrze wykwalifikowani i wysoko oceniani”? Biorąc pod uwagę legendarny niemiecki pragmatyzm, wątpię.
CIC to „przemyślana inicjatywa”
Dalej głos zabrał kolejny działacz PO Grzegorz Potęga. Jak mówi:
„Centra mają integrować, a nie dezintegrować społeczeństwo. Nie tworzymy gett. Wyciągamy wnioski z tego, co się nie udało w tych krajach, które mają w swojej sferze społecznej właśnie cudzoziemców i staramy się zrobić to tak, aby było z tego jak najwięcej korzyści. A korzyści są niewątpliwe.”
I tutaj znów pada liczba 40 tys. cudzoziemców pracujących w Lubuskiem, ale uzupełniona o liczbę 800, którzy z pomocy CIC w Zielonej Górze skorzystali.
Co ciekawe, cudzoziemcy, szczególnie obywatele Ukrainy, przyjeżdzają pracować do Polski już od kilkunastu lat, a boom nastąpił dokładnie 10 lat temu. Jak pisała w 2015 roku „Gazeta Wyborcza”:
W 2013 roku w Lubuskiem wydano 801 zezwoleń na pracę dla obywateli Ukrainy, rok później było ich 1,2 tys., a w pierwszej połowie roku 2015 wydano ich już 1,084. Ukraińcy od lat są narodem, który otrzymuje najwięcej pozwoleń na pracę w Polsce.
W tym samym artykule znajdziemy wypowiedzi, z których wynika, że dekadę temu główny ciężar wsparcia swoich zagranicznych pracowników spoczywał na pracodawcach, a obcokrajowcy twierdzili, że „czują się u nas jak w domu”. To w końcu cywilizowanemu pracodawcy najbardziej zależy na zadowolonym pracowniku, zdrowym, potrafiącym się zrozumiale komunikować i nie zaabsorbowanym zbytnio urzędowymi formalnościami. Bariery językowe i kulturowe między Polakami a Ukraińcami nie były zresztą nigdy znaczące, choć po 2022 roku wzrosła potrzeba ich wsparcia psychicznego.
Co się przez dekadę w zakresie potrzeby wspierania cudzoziemców zmieniło, że nagle nieodzowne stały się centra ich integracji? To tylko zasłona dymna.
Willkommenspolitik
Wydarzyła się przede wszystkim niemiecka Willkommenspolitik, która okazała się dla tego kraju społeczną katastrofą, obciążeniem budżetowym większym niż wydatki na obronność. Życiem za beztroskę Merkel na niemieckich ulicach zapłaciły już setki osób. I stało się tak pomimo ogromnego doświadczenia w zakresie recepcji migrantów jeszcze w latach 70-tych XX wieku. 10 lat temu w Niemczech padały dokładnie te same argumenty: gospodarcze, ale i w dużo większym stopniu niż dziś, humanitarne. Humanitarnych w Polsce już jednak się tak mocno nie eksponuje, bo na tych Polacy trochę się po 2022 roku zawiedli wskutek działań władz ukraińskich podejmowanych wobec naszego kraju, ale to inny wątek. Zaryzykuję wręcz stwierdzenie, że Polacy sami oczekują obecnie więcej humanitaryzmu od rządu w Warszawie i od rządów z Berlina i Brukseli.
- Niemiecka policja oskarżona o wpychanie nielegalnych imigrantów do Polski
„Niemieccy urzędnicy przyznali, że działania ich funkcjonariuszy nie były zgodne z ustalonymi procedurami i zapewnili, że takie zdarzenia się nie powtórzą. Pomimo tych zapewnień odnotowano więcej podobnych incydentów.”
Głos w sprawie zabrali także: Sebastian Ciemnoczołowski, Anna Synowiec i Leszek Turczyniak (wszyscy z Platformy Obywatelskiej). Jako, że nic istotnego w tych wypowiedziach nie pada, pomijam.
Wojewoda uspokajająco mija się z prawdą
Wojewoda lubuski Marek Cebula (PO) także podkreślił rolę CIC-ów we wspieraniu cudzoziemców, którzy legalnie przebywają w Polsce i „nie wiedzą, jak się poruszać w polskiej rzeczywistości, bo nie znają obowiązujących przepisów.” Co znaczy w świetle prawa przebywać w Polsce „legalnie” wyjaśniłem powyżej. Cebula zwrócił jednak uwagę na politykę wizową Polski w latach 2018-2023. Jak mówi:
„Rząd wydał 6,5 mln wiz w dosyć niejasnych okolicznościach, bo okazuje się, że część z tych osób, pomimo zadeklarowania wyznania muzułmańskiego (było ich 366 tys.), nie została zweryfikowana i skontrolowana, czy nie mają powiązania z grupami przestępczymi i terrorystycznymi. Dzisiaj wszyscy ponosimy tego konsekwencje”
I tu dopuścił się wielu propagandowych nadużyć, choć na danych prawdziwych. Typowe dla propagandystów o niezbyt szczerych intencjach. Zatrzymajmy się na tym.
Pierwsze, drobne choć znamienne przekłamanie dotyczy rzeczy kluczowej – liczby wydanych wiz. Wydano ich o kilkaset tysięcy mniej niż podaje Cebula. NIK w raporcie z października ub.r. podaje:
„Złożono 6 570 649 wniosków wizowych, a w wyniku ich rozpatrzenia wydano 6 166 080 wiz”
Czyli wojewoda przejęzyczył się o jakieś 400 tys. wiz – wiz, nie osób. Nie przejęzyczył się jednak mówiąc o wydaniu 6 milionów wiz w „niejasnych okolicznościach”, bo tu zwyczajnie skłamał. Niejasności w wydawaniu wiz zakwestionowane przez NIK i badane przez prokuraturę dotyczą bowiem nie 6 milionów, a 600 szt. wydanych wiz. Miliony brzmią jednak lepiej niż setki. Wojewoda nie dodaje, że spośród wydanych przez Polskę wiz, wizy Schengen stanowiły 20,5% (1 262 434 wiz).
Z danych przytaczanych przez Marka Cebulę przebija też jakaś forma uprzedzeń religijnych. Cytowana przez niego liczba wydanych wiz w odniesieniu do osób pochodzących z państw muzułmańskich i afrykańskich – 366,5 tys. w latach 2018-2023, to liczba odnosząca się do migrantów z aż 76 państw. Wlicza się do niej także dominującą w tej grupie Turcję. Na pozostałe 75 państw przypada 262 tys. wiz, wydanych w ciągu sześciu lat. Jaka część tych osób nie została – jak twierdzi Cebula – zweryfikowana, nie wiemy. Może dotyczy to kilkuset wiz, a może paru tysięcy. Czy teraz Polska każdego wyznawcę religii muzułmańskiej skrupulatnie weryfikuje? Zapewne szczególnie tych przerzucanych do Polski przez Niemców.
Raport NIK warto przeczytać w całości, bo pokazuje on spory bałagan w zakresie polityki migracyjnej Polski w ostatnich latach, będący zresztą kontynuacją wcześniejszego bałaganu, który wymagał w 2012 roku wprowadzenia ustawy abolicyjnej.
I tu mała dygresja. Czytając raport NIK warto zwrócić uwagę na pewne smaczki. Dla mnie takim smaczkiem i sednem, który stanowi zarzut NIK wobec na wskroś pisowskiego MSZ, jest to zdanie:
„MSZ wspierał inwestycje określane jako kluczowe dla polskiej gospodarki.”
To szokujące, ale polska administracja publiczna wspierała kluczowe dla Polski inwestycje, takie jak kompleks Olefiny III w Płocku, czy Polimery Police. NIK właśnie je wymienia oraz pisze także o projekcie Poland Business Harbour, który MSZ wspierał swoimi działaniami. Sami sprawdźcie. To były czasy, kiedy choć nierzadko nieudolnie, to myślano jednak o rozwoju Polski. Dziś jako sukcesy przedstawiane są ETS 2, podpisanie paktu migracyjnego i polska prezydencja w Radzie UE, która pokazuje jak bardzo marginalnym państwem tej wspólnoty jesteśmy. Tyle dygresji.
Poseł Sługocki – szef wszystkich lubuskich szefów – uporządkowuje dyskurs pojęciowo i wskazuje na… Ukraińców
Na tak ważnym wydarzeniu jak propagandowa konwencja PO w sprawie „przekazania swojego stanowiska na temat faktów” nie mogło zabraknąć lidera lubuskiej Partii, posła Waldemara Sługockiego. W swoim wystąpieniu wykazał mieszkańcom, że niewiele rozumieją z prawa międzynarodowego oraz nawoływał do pojęciowego usystematyzowania dyskusji. Wplątał także przy okazji w obawy migracyjne Lubuszan, uciekających przed wojną obywateli Ukrainy, choć ci są z nami na ulicach, w środkach komunikacji, w sklepach i w wielu domach już od conajmniej dekady.
„Wiele osób nie ma pojęcia, dlaczego RFN cofa migrantów do Polski. Jak rozumiem, to budzi niepokój, zwłaszcza na polsko-niemieckim pograniczu. Otóż procedura jest taka (…) jeśli trafiają do Polski obywatele Ukrainy, mają możliwość pozostania i funkcjonowania w Polsce na pobyt czasowy, mogą zgodnie z literą prawa przebywać w Polsce i podejmować pracę. Ale jeżeli przemieszczają się poza granicę państwa polskiego, to wówczas zgodnie z porozumieniami dublińskimi państwo trzecie, ale także państwo członkowskie UE, może takiego obywatela cofnąć.”
Co mają wspólnego ze sprawą odsyłania przez Niemcy nielegalnych migrantów biedni obywatele Ukrainy? Ilu takich odesłały do nas służby niemieckie, a pobyt ilu z nich szybko zalegalizowały u siebie, jako potrzebnych swojej gospodarce? Ma pan Sługocki takie dane? Chętnie poznam. Dopóki ich jednak nie poznam, cały ten wywód trudno nazwać inaczej niż zwykła demagogia. Ale to w istocie tyle, co powiedział poseł.
UZUPEŁNIENIE REDAKCJI: Czytelnicy zwrócili uwagę na jeszcze jeden bardzo istotny fakt przemilczany z niewiedzy lub świadomie przez Sługockiego. Obywatele Ukrainy, którzy przybyli do Polski po 24 lutego 2022 mogą swobodnie poruszać się po strefie Schengen. Wystarczy spełnić kilka warunków, w tym mieć polski numer PESEL, profil zaufany oraz elektroniczny dokument diia.pl. Pozwala to na swobodne przemieszczanie się w strefie Schengen przez 90 dni w każdym 180-dniowym okresie. Już w lipcu 2022 roku Ministerstwo Cyfryzacji informowało, że ponad milion obywateli Ukrainy ma PESEL, a połowa z nich profil zaufany. Ilu ma diia.pl? Dokładna liczba nie jest znana, ale można sądzić, że idzie ona w setki tysięcy, jako że uzyskanie tego dokumentu nie jest większym problemem.
Lubuski rynek pracy potrzebuje migrantów. Najbardziej?
Anna Urbaniak (PSL), dyrektor Wojewódzkiego Urzędu Pracy, podkreśliła jak ważni dla rynku pracy w Lubuskiem są cudzoziemcy… z Ukrainy. Przekonywała, że CIC-e są właśnie dla nich. Jak mówi:
„Oni [obywatele Ukrainy] się usamodzielnili, pracują i do tego też integracja ma prowadzić. Najważniejsza dla tych obcokrajowców jest nauka języka polskiego. Prowadzimy kursy języka polskiego, uczymy ich tego kraju. Być może niektórzy zostaną tutaj, bo różnie może się zdarzyć na Ukrainie, może nie będą mieli gdzie wracać. A dla nas oni stanowią ważny potencjał.”
I znów ta sama retoryczna propagandowa hiperbola. „Przecież centra są dla Ukraińców a oni już tu przecież są…” Ciekawe są jednak obserwacje mieszkańców Zielonej Góry z okolic tutejszego sądu, dokąd regularnie podjeżdżają busy wypełnione osobami o mało ukraińskiej karnacji. Ciekawe też skąd patrole niemieckiej policji na ulicach Zielonej Góry. Obywatele Ukrainy musieli im najwidoczniej w czymś podpaść.
Creme de la creme – największy bojownik „na rzecz” domyka dyskusję
Zbliżamy się do końca, a koniec nie byłby kompletny bez wystąpienia Czesława Fiedorowicza, znanego orędownika „dobrej współpracy na polsko-niemieckim pograniczu”. 50 tysięcy pracujących w sąsiedniej Brandenburgii Polaków, przy jednoczesnym braku kilkudziesięciu tysięcy pracowników w firmach lubuskich, trudno uznać za powód do czyjejkolwiek dumy, zatem Fiedorowicz poszedł retorycznie w inną stronę – stronę emocji.
„Dziękuję obecnym władzom, które w sposób nowoczesny i otwarty potrafią odróżniać to, co jest interesem pogranicza od tonów nienawiści, które płynęły tutaj przez wiele lat”
– mówił działacz „na rzecz” nie odnosząc się w żaden sposób do obaw związanych z przysyłaniem do Polski nielegalnych migrantów przez Niemcy ze swojego terytorium.
Ale na tym Fiedorowicz nie zakończył:
„Mieliśmy z panem marszałkiem i panem wojewodą okazję wysłuchiwać przedstawicieli władz województwa podlaskiego, którzy mówią o tym, że pogranicze z Rosją i Białorusią z powodu wojny umiera, bo nienawiść, która doprowadziła do wojny, powoduje, że tam żadne biznesy się nie udają, że ludzie się boją i przenoszą w głąb Polski swoje firmy”
Dalsza część tekstu pod wideo.
Prawicowi bojówkarze jak @JKowalski_posel, a wśród nich księża z różańcami, niszczą pokój i polsko-niemieckie pojednanie. Są antyniemieccy, ale nie chcą wojny z Niemcami. I tak przez prawie 40 minut uspokajano mieszkańców pic.twitter.com/GsYL75Nl2z
— Prawy Prosty EU (@PrawyProstyEU) April 9, 2025
Mieszkańcy się boją, ale nie bez powodu
Czesław Fiedorowicz nie wie, co działaczowi „na rzecz” nie przystaje, że ludzie w Zielonej Górze także się boją i nie robi się nic, aby ten strach zmniejszyć. Nie boją się jednak z powodu PiS, tylko widzą na własne oczy co się na ulicach tego miasta dzieje. Nie widzą też wcale więcej patroli policji ani jej większego zdecydowania.
Boi się na przykład pani Zuzanna (nie podaję prawdziwego imienia), która kilka tygodni temu otworzyła franczyzowy sklep w centrum Zielonej Góry w pobliżu znanego w mieście lokalu rozrywkowego. Zuzanna jest szefową, zatrudnia młode kobiety. Jak mówi, wiele razy zdarzały się w sklepie incydenty z udziałem pijanych osób, głównie z Ukrainy, które konsumpcję z lokalu postanowiły dokończyć taniej w jej sklepie. Trudni klienci do tego stopnia, że pracownice zaczęły zamykać sklep kiedy tylko widziały dużą grupę wychodzącą z pobliskiego lokalu. Strach przelały jednak wydarzenia sprzed mniej więcej dwóch tygodni. Młody mężczyzna śmiertelnie pobity o poranku na oczach ekspedientki zamkniętego profilaktycznie sklepu. Wezwane na miejsce pogotowie stwierdziło zgon młodego człowieka. Z relacji ekspedientki wynika, że to ona wezwała pomoc. Mówiła także o błagalnym wzroku skierowanym na nią zza szyby przez katowanego mężczyznę… Po co o tym piszę? Bo ważny jest epilog. Pani Zuzanna postanowiła zamknąć swój biznes, bo nie chce pracować w strachu i nie chce narażać swoich ekspedientek.
Nie trzeba przenosić się na polsko-białoruską granicę, aby zobaczyć dramat przedsiębiorców, ale i zrozumieć obawy zwykłych ludzi, którzy wiedzą i widzą więcej niż każda władza. Wystarczy próbować przekonać ich do tego, że zapewni się im bezpieczeństwo, tworząc narzędzia prawne i doinwestowując polską policję. Wszystko po to, aby bezpieczeństwo istniało nie tylko w sferze zapewnień i statystyk. I to są zasadne obawy Lubuszan, do których polityczna agitatura nie odniosła się w żaden sposób!
Fiedorowicz dodał, że bardzo wielu mieszkańców gmin leżących wzdłuż granicy ma „najlepszych klientów ze strony niemieckiej”. Nie dodał, że trudno wyobrazić sobie najlepszych klientów ze strony polskiej w województwie, którego samorząd rządzi się od dawna: „fałszem, obłudą, hipokryzją i zakłamaniem”. Takiego określenia używał do kontrowersyjnych tematów nieodżałowany „pan Marian”, słuchacz Otwartego Mikrofonu Radia Zachód. I ja go z pełną świadomością tu cytuję. Bo wypada.
Nie odnoszę się w tekście do złośliwości wyrażonych wobec mnie na oficjalnym profilu FB województwa lubuskiego przez jego administratorów. One pokazują, jak władze województwa i im podlegli, sami boją o to, w co nas wmanewrowują oraz jak łatwo przekłuć ten rozdęty balonik propagandy jednym komentarzem. Każdy może to znaleźć i ocenić to pod tym postem.