Wolność, a nie cenzura. „Nie zgadzam się z tym co mówisz, ale oddam życie…”

Co myśleć o ludziach, którzy "ratunek dla demokracji" widzą w ograniczaniu wolności słowa, co obejmuje prawo do wyraźania publicznie własnej, idącej pod prąd ogólnych przekonań, opinii?

Fot. Volodymyr Hryshchenko / Unsplash

Demokracja tzw. ludowa też ludzi prześladowała za słowa, a najmniej pokorni kończyli śmiercią. Przykładów tego nie brakuje w podręcznikach (tych przed reformą pani Nowackiej) i w archiwach IPN (przed ich likwidacją przez żądny tylko świetlanej przyszłości reżim).

Nikt rozsądny nie nabierze się dziś na „potrzebę wałki z dezinformacją”, zwłaszcza, że ona jest obecna w dużym stopniu także w mediach tradycyjnych (chociażby poprzez notoryczne przemilczenia), które profesjonalnie powinny dostarczać wszystkie prawdziwe fakty na dany temat.

„Nie zgadzam się z tym co mówisz, ale oddam życie, abyś miał prawo to powiedzieć.”

– podsumowała wolność słowa angielska pisarka Evelyn Beatrice Hall w nawiązaniu do poglądów Voltaire’a. Te słowa w ramce powinny wisieć w gabinecie każdego szefa mediów.

Jedyną odpowiedzią na zagrożenia wolności słowa związane z dezinformacją jest… sama wolność słowa, a nie cenzura. Drugi ważny czynnik to edukacja od najmłodszych lat, abyśmy nie łykali wszystkiego jak przysłowiowe pelikany oraz nie bali się być niezależni w myśleniu i byli czujni zwłaszcza wtedy, kiedy ktoś będzie przekonywał nas, że „chodzi jemu wyłącznie o nasze dobro”. Z dużym prawdopodobieństwem chce to dobro sobie zawłaszczyć.

Bez Boga dobro jest względne i moim zdaniem niemożliwe.

Udanej niedzieli, każdemu stosownie do potrzeb.

 

Fot. Volodymyr Hryshchenko / Unsplash
Exit mobile version