Didier Reynders, były komisarz ds. sprawiedliwości w Komisji Europejskiej, przez lata uchodził za jednego z głównych obrońców praworządności w Unii Europejskiej. Niejednokrotnie krytykował Polskę i inne państwa członkowskie za rzekome naruszanie demokratycznych standardów, występując w roli moralnego autorytetu w kwestiach prawnych i etycznych.
Teraz sam znalazł się w centrum poważnych zarzutów dotyczących prania brudnych pieniędzy, co może mieć poważne konsekwencje nie tylko dla niego, ale także dla wizerunku unijnych instytucji.
Belgijska prokuratura prowadzi dochodzenie w sprawie prania brudnych pieniędzy, w które zamieszany ma być były komisarz sprawiedliwości UE, Didier Reynders. Według ustaleń dziennika „Le Soir” oraz platformy śledczej „Follow The Money”, belgijski polityk miał wykorzystywać losy belgijskiego lotto jako narzędzie do ukrywania nielegalnych środków.
Te szokujące doniesienia rzucają nowe światło na działalność Reyndersa, który przez lata uchodził za obrońcę praworządności w Unii Europejskiej. Jeśli zarzuty okażą się prawdziwe, sprawa ta może mieć daleko idące konsekwencje, zarówno dla niego samego, jak i dla wizerunku unijnych instytucji, które wielokrotnie stawiały go w roli autorytetu w kwestiach etycznych i prawnych.
Śledztwo prowadzone przez belgijskie organy ścigania zapowiada się na jedną z największych afer politycznych w ostatnich latach, a jego wyniki mogą wstrząsnąć europejską sceną polityczną. Na razie pozostaje pytanie, czy były komisarz rzeczywiście zostanie pociągnięty do odpowiedzialności oraz jakie konsekwencje ta sprawa przyniesie dla jego kraju i Unii Europejskiej.
Reynders unijnym symbolem walki o praworządność
Skandal związany z Reyndersem stawia w trudnej sytuacji zarówno jego samego, jak i Komisję Europejską, która wcześniej promowała go jako symbol walki o praworządność. Reynders w 2021 zapowiadał zwiększenie presji na TSUE w związku z rzekomym łamaniem praworządności – chciał aby ten unijny, teoretycznie niezależny, sąd nałożył na Polskę dotkliwe kary finansowe.
Jak pisał wówczas portal Onet:
+Financial Times+ przytacza wypowiedź Reyndersa, w której sugeruje, że kary powinny wynosić nawet 1 mln euro dziennie, choć jednocześnie komisarz ds. sprawiedliwości podkreślił, że decyzja należy do sądu.
I tak się zresztą stało- TSUE „suwerennie tak postanowił”…
Nawet pomimo zmagania się przez Polskę ze skutkami pandemii, trwającej od połowy 2021 roku presji migracyjnej na polsko-białoruskiej granicy i wojny na Ukrainie która rozpoczęła się w lutym 2022 r.
W kwietniu 2023 r. przy dużym wpływie Reyndersa Komisja Europejska odrzuciła wniosek polskich władz, które chciały zaprzestania naliczania wobec Polski 1 mln euro kary dziennie za niewykonanie środka tymczasowego TSUE. Takim twardym graczem był „Didi” Reynders.
Jeśli zarzuty wobec niego okażą się prawdziwe, opinia publiczna może zadać pytanie, jak to możliwe, że osoba z tak poważnymi problemami etycznymi przez lata pełniła jedną z najwyższych funkcji w UE. Tego rodzaju wątpliwości mogą wzmocnić głosy krytyków podważających wiarygodność unijnych instytucji oraz wytykających, nie bez powodu, istnienie podwójnych standardów – jednych dla polityków unijnych, a innych dla państw członkowskich.
Reakcja Unii Europejskiej na tę aferę będzie kluczowa dla ograniczenia potencjalnych szkód wizerunkowych. Brak zdecydowanych działań, takich jak dokładne śledztwo lub publiczne rozliczenie byłego komisarza, może podważyć zaufanie obywateli do mechanizmów kontrolnych UE. Z kolei stanowcze kroki – nawet jeśli skierowane przeciwko osobie z tak wysokiego szczebla – mogłyby pokazać, że Unia stosuje te same zasady wobec własnych przedstawicieli, co wobec państw członkowskich.
Na razie pozostaje pytanie, czy Didier Reynders rzeczywiście zostanie pociągnięty do odpowiedzialności i czy sprawiedliwość go dosięgnie. Jedno jest pewne: ta afera rzuca cień na jego długoletnią karierę i stawia w niezręcznej sytuacji instytucje, które przez lata reprezentował.
To przypomnienie, że walka o praworządność musi zaczynać się od wewnętrznej uczciwości.