I tak oto, surfując po bezkresach socjalnych mediów – jarmarku idei, z których większość jest już dawno po dacie ważności, a innych lepiej nie dotykać, bo wyhodowano jest w probówce, natrafiliśmy na zdjęcie obrazujące dyskusję o „hydroseksualności”. Nie wiecie co to? Nie szkodzi, my też nie.
Początkowo myśleliśmy, w zasadzie to mieliśmy nadzieję, że to wybryk AI lub po prostu efekt pracy czyjegoś Photoshopa (fejk). Jednak nie – inicjatywa jest całkiem naprawdę. Jak piszą czynownicy ideologii dżender, wypływa ona z „kryzysu wodnego na planecie” i potrzebie zatroszczenia się o Ziemię:
„W efekcie zwrotu ku wodzie zostało rzucone wyzwanie binarnym sposobom myślenia o świecie, płci biologicznej i kulturowej, a także pojawiła się przestrzeń dla nieheteronormatywności w ramach ruchów ekologicznych.”
– napisano.
Ruch miał powstać, jak zapewne wszystko co „postępowe, piękne i dobre”, w USA, ale na tym nie koniec. Organizatorzy – czy też raczej „osoby organizatorskie” – spotkania, które odbyło się niedawno w Poznaniu, obiecywali jego uczestnikom wyjście daleko poza skąpe ludzkie pojmowanie rzeczy.
„W ramach ruchu hydroseksualnego osoby ludzkie zapraszane są do krytycznej refleksji nad antropocentrycznymi wymiarami miłości do natury oraz do przyjęcia perspektywy rozszerzającej doznania zmysłowe na świat więcej niż ludzki.”
– czytamy na stronie Galerii Miejskiej Arsenał w Poznaniu.
Jedną z organizatorek spotkania w Poznaniu była dr Ewelina Jarosz, zatrudniana jako adiunkt w Katedrze Mediów i Badań Kulturowych Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, której zainteresowania „mieszczą się na przecięciu sztuki środowiskowej i queerowo-feministycznej błękitnej posthumanistyki”. W swoich publikacjach skupia się na „sztuce środowiskowej, błękitnych mediach, hydrofeminizmie i aktywizmie przyjemności”. Szczególnie godna uwagi wydaje się nam praca naukowa z 2020 roku pod znamiennym tytułem „Magnigrafika dla nadempatycznych: stany chorobowe wspólnot emancypacyjnych a wystawy dotyczące chorób przewlekłych”, z którą można (podkreślamy – „można”) zapoznać się tutaj.
Dodajmy tylko, że zarówno krakowska uczelnia jak i poznański „Arsenał” finansowane są przez podatników, a pod notatką o „hydroseksualnym” evencie dr Jarosz widnieje dumnie dopisek: „Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego”.
Funduszu celowego? Szczerze w tę celowość wątpimy.